Kontakt: Hubert Jarzębowski 📞 +48 500 044 198  📧 Wyślij email

Pietrosul – na dachu Karpat Wschodnich

Wejście na Pietrosul – najwyższy szczyt Gór Rodniańskich i całych Karpat Wschodnich to zwieńczenie każdej porządnej wycieczki na północ Rumunii. Potężny masyw wznosi się na ponad półtora kilometra ponad miasteczkiem Borsza. Dla polskich turystów to szczególnie ciekawa góra, gdyż poza zapierającymi dech w piersiach widokami i ciekawym szlakiem oferuje możliwość podążania śladem pionierów polskiej turystyki.

Pietrosul (2303 m)

Kraj: Rumunia
Najwyższy szczyt Gór Rodniańskich
Najwyższa góra całych Karpat Wschodnich
Wędrujesz śladami pionierów polskiej turystyki
Serce Karpat
Porządna, całodniowa wycieczka
16 kilometrów, 1300 metrów różnicy wzniesień

Śladami pionierów – przygody w starym stylu

Pietros znaczy po rumuńsku „skalisty”, „kamienisty”. Szczyt można zatem nazwać Skalistym Wierchem. Jego masyw, a przede wszystkim potężne północne zbocze z wiszącą doliną i polodowcowym stawem to najbardziej wysokogórskie miejsce północy Rumunii.

„Wspaniały Pietrosu wznosił dumnie niebotyczny swój szczyt najeżony skałami i posiekany szczerbami. Olbrzymie swe kształty od stóp aż do głowy rozwijał swobodnie; widać, że mu nie duszno, że ma dość miejsca i powietrza, widać, że to król tych gór.”

Tak pisał o nim Hugon Zapałowicz, późniejszy inicjator budowy schroniska na Markowych Szczawinach i prezes babiogóskiego oddziału Towarzystwa Tatrzańskiego. Za jego czasów wyprawa w te strony była mocno przygodowa.

Po pierwsze – nie było gdzie spać. Po drugie – nikt nie wiedział jak dojść na wierzchołek. Pasterze nie mówili w żadnym języku poza rumuńskim. Nie było map. Ekipa Zapałowicza wynajęła za pośrednictwem karczmarza cygańskiego przewodnika Kostyna. Spóźnił się on wiele godzin, gdyż był w zmowie z żoną gospodarza, a konspiracja polegała na tym, żeby zatrzymać turystów na jeden nocleg więcej.

Kostyn nie znał drogi i gubił się co chwilę. Pierwszą noc drużyna spędziła razem z pasterzami owiec przy szałasie na Hali. Potem nad ranem poszukiwali przewodnika, który się zgubił. Zrobili odwrót z właściwego szlaku, który wydał im się zbyt trudny. Zdecydowali ułatwić sobie życie i zaatakowali Pietrosul… trudniejszym szlakiem. Spędzili awaryjny nocleg w kosodrzewinie. Przewodnik nocą popsuł garnek do gotowania, żeby mieć pretekst do zarządzenia odwrotu. Ostatecznie turyści zeszli do Borszy gubiąc się jeszcze po drodze w lesie.

Pionierskie klimaty!

Jeszcze 1912 roku w Borszy nie było prawie w ogóle turystów. Jedyny nocleg można było znaleźć u niemieckiego kowala – Wenzla, ale nawet i tu były tylko dwa łóżka i kanapa. Większe grupy musiały spać na podłodze. Dziś niemal każdy dom w Borszy ma jakiś pokój do wynajęcia, są hotele i pensjonaty. Mamy swoje ulubione: szczególnie ten, gdzie gospodyni na przywitanie serwuje golonkę pieczoną w chlebie.

Przed I wojną światową pojawili się za to pierwsi narciarze. Pierwsze zimowe wejście i zjazd narciarski to 24 marca 1913 roku. Tamte drewniane narty, stroje, wąsy. Czasy pionierów. Przypomina się książka W stronę Pysznej, ale pamiętajmy, że to właśnie Karpaty Wschodnie – Lwów, Czarnohora, Góry Rodniańskie to kolebka polskiego skiturowania i freerajdu.

Jak wejść na Pietrosul?

Klasyczna droga prowadzi od monastyru Pietroasa do stacji meteorologicznej i stawu Lacul Iezer. Tak opisuje ją Mieczysław Orłowicz – autor pierwszego przewodnika po tych górach z 1912 roku:

Droga prowadzi z Borszy wprost ku Pietroszowi. Z wierzchołka spada ku północy pięć skalistych żeber; u jego stóp, wśród skat i kosodrzewu znajduje się kilka małych jeziorek, których otoczenie robi wrażenie niemal tatrzańskie. Jest to też jedyna partya, która przypomina Tatry; wyjście na Pietrosza z tej strony wymaga pomocy rąk, żadnych jednak trudności technicznych nie przedstawia. Dla ludzi obznajomionych z taternictwem jest to najbardziej polecenia godna droga.

Orłowicz polecał również drogę bezpośrednio z Borszy, przez wodospad zwany do dziś po polsku Wodospadem Orłowicza. Obecnie jest to dłuższa droga, bardzo dzika, nadająca się tylko dla bardzo mocnych turystów z niezłą orientacją w odludnym terenie.

Nasz szlak zaczyna się przy monastyrze Pietroasa na wysokości 1000 metrów. Cerkiew jest piękna – drewniana, typowo marmaroska – ze strzelistą wieżą krytą niewielkim gontem. Aż trudno uwierzyć, że nie jest to zabytek, tylko zupełnie nowy budynek. Powstał dopiero w 2007 roku, wiele lat po śmierci Causescu. Nasza góra prezentuje się stąd absolutnie zachwycająco.

Od monastyru do stacji meteorologicznej idzie się szutrową drogą jezdną wśród drewnianych domków, polan i w lesie. Przed wejściem do cyrku lodowcowego jesteśmy już w piętrze kosodrzewiny.

Stacja meteorologiczna znajduje się o wejścia do wiszącej doliny w północnej ścianie Pietrosula. Znajduje się tu również placówka góskiego pogotowia ratunkowego – Salvamontu, jest mały camping. Zawsze po okolicy wałęsa się kilka piesków.

Nieco wyżej dochodzimy do Jeziora Stawu, czyli Lacul Iezer – największego z polodowcowych stawów w tych okolicach u stóp zbocza po którym będziemy się zaraz stromo pięli w zakosach. Jesli ktoś nie ma ochoty na atak szczytowy – jest to znakomite miejsce na dłuższy popas, odpoczynek. Można śmiało zaczekać na resztę grupy opalając się.

Mijamy miejsce pamięci po węgierskich ofiarach lawiny i zyg zakiem, niemalże w nieskończoność pniemy się do góry na przełęcz. Ścieżka jest stroma, ale nie wymaga używania rąk. Wiosną zwykle leży tutaj jeszcze śnieg, natomiast w październiku górny odcinek lubi być oblodzony i trzeba uważać.

Zimą przy grani potrafią zrobić się potężne nawisy i trasa jest mocno zagrożona lawinami. Podczas pierwszej naszej wycieczki w Góry Rodniańskie robiliśmy odwrót i zjeżdżaliśmy na nartach z połowy żlebu. Zimą to naprawdę poważne góry!

Dochodzimy na grań i stąd jest już bajka. Widoki na całą grań Gór Rodniańskich, setki szczytów w każdą stronę. Trasę wyznacza stara żelazna linka i nie sposób się zgubić.

Na szczycie Pietrosula stoi ruina jakiegoś wyjątkowo brzydkiego budynku. Chyba stacji meteorologicznej. Od kiedy pamiętam, a jeździmy już tutaj od prawie 15 lat wypełniona jest ona w środku gruzem i śmieciami i dużo przyjemniej poodpoczywać… na jej dachu.

Jedź z nami w Karpaty Rumuńskie

Do Borszy schodzimy tą samą drogą. Trasa to 16 km. Przechodzimy ją w 9-10 godzin, a różnica wzniesień to 1300 metrów. Dość porządna, mozolna, ale bardzo satysfakcjonująca górska wyrypa na honorny szczyt. Wycieczka do jeziora to 11 km, 800 metrów różnicy wzniesień.

Na Pietrosula wchodzimy podczas naszych wycieczek w Góry Rodniańskie, do Maramureszu i Bukowiny. Co jeszcze warto zobaczyć w okolicy? Zobaczcie naszą galerię najpiękniejszych miejsc obu regionów, ze szczególnym uwzględnieniem gór oczywiście!

Tekst: Hubert Jarzębowski
Zdjęcia: Joanna Popielarz

    Zgłoszenie

    Moje dane kontaktowe:

    • Liczba miejsc, które chcę zarezerwować:

    • Wybieram termin wyjazdu:

    Krótko o mojej obecnej kondycji (prosimy szczerze!):

    To mój pierwszy wyjazd trekkingowyKiedyś było dużo chodzenia. Teraz wysiadają mi kolana, ale daję radęLubię góry, ale powolutku i spokojnieNie mam zbyt dużego doświadczenia, ale kondycja dobraMam dobrą kondycję. Lubię dużo chodzić i zdobywać szczytyUwielbiam wspinaczkę, biegi górskie, skitury. Pełna profeskaJestem Jerzym Kukuczką/Wandą Rutkiewicz


    [conditional conditional-191]

    [/conditional]

    Dodatkowe uwagi (np. dieta, alergie, własny dojazd)


    ,

    z Biurem Podróży High Away.