Kontakt: Hubert Jarzębowski 📞 +48 500 044 198  📧 Wyślij email

Korona Bałtyku – czyli jak zdobyliśmy najwyższe szczyty Litwy, Łotwy i Estonii

    Najwyższym punktem wyprawy był nasz dom w Zakopanem. Na najwyższym ze zdobytych szczytów byliśmy 500 metrów niżej naszego podłogi. Czy było warto? Odpowiedź jest prosta: absolutnie tak. Bo w tej podróży nie chodziło o wysokość, ale o odkrywanie.

    Trzy kraje, trzy szczyty, dziesiątki niespodzianek, mnóstwo schodów, garść historii i przygoda w naprawdę nietypowym klimacie – dosłownie i w przenośni. Zabraliśmy grupę aktywnych podróżników na trasę przez najwyższe punkty Litwy, Łotwy i Estonii, a przy okazji pokazaliśmy im miejsca, do których nie docierają typowe wycieczki.

    Łotwa – śnieg, dworki i surowy klimat północy

    Pierwszy przystanek: Łotwa. Kraj, który powitał nas deszczem, wiatrem, a potem… śniegiem. Środek kwietnia, a my poczuliśmy się jak w środku zimy. To jednak tylko dodało tej wyprawie charakteru.

    Nocowaliśmy w wyjątkowym miejscu – dworku Marciena, zbudowanym jako myśliwski pałacyk przez niemieckiego szlachcica. Historia tego miejsca jest poruszająca: w 1918 roku potomek fundatora podpalił pałac i popełnił samobójstwo, wierząc, że lepiej go zniszczyć, niż oddać w ręce wkraczającej Armii Czerwonej. Później działał tu sierociniec, a dziś – elegancki, nastrojowy hotel.

    Gaiziņkalns – poranny atak na dach Łotwy

    Wstaliśmy przed śniadaniem, by w porannym półmroku ruszyć na Gaiziņkalns – najwyższy punkt Łotwy, wznoszący się na 312 m n.p.m. Świeży śnieg cicho pokrywał pofalowany krajobraz, a odludne tereny Pojezierza Liwońskiego zdawały się być zupełnie puste. Dojechaliśmy offroadowo – na Łotwie są bardzo oszczędni z asfaltem. Jest tylko tam, gdzie naprawdę trzeba. Szutrowe drogi prowadziły przez lasy i pola, aż dotarliśmy na parking, skąd rozpoczęliśmy krótkie, kilkusetmetrowe podejście na szczyt. Weszliśmy w komplecie – wszyscy dali radę!

    Gaiziņkalns położony jest w sercu Vidzeme – regionu uważanego za „najbardziej łotewski” z łotewskich. Jeszcze 100 lat temu mówiono o nim jako o Wyżynie Gauji, a w okresie międzywojennym nazywano go dachem ojczyzny. To właśnie tu zimą sanie wciąż sunęły po zboczach, kiedy gdzie indziej już kwitły zboża. Dziś, choć jego romantyczna sława jako ośrodka narciarskiego przygasa, nadal przyciąga tych, którzy szukają kontaktu z naturą i ciszy.

    Gaizinkals – najwyższy szczyt Łotwy

    Najwyższy szczyt Łotwy
    Gaiziņkalns wznosi się na 312 m n.p.m. – to najwyżej położony punkt w całym kraju.

    Najstarsze wzniesienie Łotwy
    Uformowany ok. 16 000 lat temu, jest starszy o około 2000 lat od innych wzgórz regionu Vidzeme.

    Ślad po wielkim jeziorze polodowcowym
    W czasach epoki lodowcowej był otoczony jeziorem – jego szczyt leżał 28 metrów poniżej poziomu wody!

    Niedoszła wieża wyższa niż w Estonii
    W czasach radzieckich próbowano wybudować tu wieżę wyższą niż ta na estońskim Suur Munamägi – ale nigdy jej nie ukończono.

    Szlakiem śnieżnego rysia. Estońska pętla przez – Suur Munamägi i Vallamägi

    Po porannym zdobyciu Gaiziņkalns ruszyliśmy na północ, w kierunku Estonii. Drogi stawały się coraz bardziej zimowe, a krajobraz coraz bardziej surowy. Naszym pierwszym celem był Suur Munamägi – najwyższy szczyt Estonii i całego regionu bałtyckiego, wznoszący się na 318 m n.p.m. Na jego szczycie znajduje się wieża widokowa, z której rozciąga się panorama na okoliczne wzgórza i lasy.​

    Następnie wyruszyliśmy na kilkugodzinną pętlę przez Haanja Upland, region znany z 20 najwyższych szczytów Estonii, tworzących tzw. szlak „śnieżnego rysia” . Wśród nich wyróżnia się Vallamägi – drugi co do wysokości szczyt Estonii (304 m n.p.m.), ale pierwszy pod względem wybitności. Okazało się, że to prawdziwa góra! Vallamägi, choć na mapie nie wygląda groźnie, w rzeczywistości zaskoczył nas stromizną. Podejście przypominało klasyczne górskie podejście – najpierw długie schody w lesie, potem odcinek z liną poręczową. Nachylenie dochodzi tu nawet do 40°, a przewyższenie sięga 84 metrów – to naprawdę czuć w nogach. Wśród łagodnych, pofalowanych terenów Haanja ten szczyt wyrasta zaskakująco ostro i daje prawdziwą satysfakcję z wejścia.

    Wędrówka przez region Haanja to nie tylko zdobywanie szczytów, ale także zanurzenie się w dziewiczej przyrodzie. Przemierzaliśmy gęste lasy, pełne powalonych drzew i ukrytych jezior. Mimo że spędziliśmy na szlaku kilka godzin, ani przez chwilę się nie nudziliśmy. Każdy zakręt ścieżki odkrywał przed nami nowe, malownicze widoki, a cisza i spokój tego miejsca pozwalały na prawdziwe oderwanie się od codzienności.

    Suur Munamägi- najwyższy szczyt Estonii

    Co oznacza nazwa „Suur Munamägi”?
    W dosłownym tłumaczeniu: „Wielka Jajeczna Góra”. Etymologia nazwy nie jest do końca jasna – niektórzy wiążą ją z kształtem wzniesienia, inni z dawnym estońskim słowem „munamägi” oznaczającym po prostu „wzgórze”.

    Najwyższy punkt w całym regionie bałtyckim
    Suur Munamägi ma 318 m n.p.m. i znajduje się w południowej Estonii, w regionie Võru. Choć to „góra” tylko z nazwy – w lokalnej topografii dominuje wyraźnie nad otoczeniem.

    Pierwszy szczyt estońskiego zdobywcy Everestu
    Alpinista Alar Sikk – pierwszy Estończyk na Mount Evereście – swoją górską przygodę rozpoczął właśnie tutaj, na Suur Munamägi. Symboliczna kolebka estońskiego himalaizmu!

    Wieża widokowa z historią
    Obecna wieża na szczycie ma 29,1 metra wysokości i została zbudowana w 1939 roku. Jej punkt widokowy znajduje się na 346,7 m n.p.m. – to najwyżej dostępne miejsce w całej Estonii.

    Panorama na 70 kilometrów
    Przy dobrej pogodzie z wieży widokowej widać nawet do 70 kilometrów w każdą stronę – lasy, wzgórza, jeziora i malowniczy krajobraz południowej Estonii.

    Sauna, śnieg i cisza – estoński wieczór jak z baśni

    Wieczór spędziliśmy na wyjątkowej farmie położonej wśród lasów południowej Estonii. Nocowaliśmy w tradycyjnych drewnianych domach, które zostały przeniesione tu z różnych zakątków kraju. Każdy z nich ma swoją historię i unikalny charakter – drewniane ściany, skrzypiące podłogi, ręcznie rzeźbione detale. To nie był zwykły nocleg, ale podróż w czasie – do estońskiej wsi sprzed stu lat.

    Jak przystało na estoński wieczór – nie mogło zabraknąć sauny. Estończycy kochają ją równie mocno jak Finowie. Sauna to tu nie tylko miejsce relaksu, ale także rytuał i ważna część tożsamości. W estońskich rodzinach to przestrzeń do rozmów, wyciszenia, oczyszczenia ciała i głowy. Kiedyś była częścią każdego gospodarstwa – drewniana, opalana drewnem, z zapachem żywicy i dymu.

    Po saunie oczywiście kąpiel – niektórzy z nas wskoczyli do pobliskiego jeziora, mimo że był środek kwietnia i brzeg pokrywał śnieg. Krótkie, lodowate zanurzenie wywołało salwy śmiechu i przyspieszyło krążenie. Tego wieczoru zrozumieliśmy, że kultura sauny to coś więcej niż ciepło – to esencja północy: surowa, ale pełna gościnności i wspólnoty.

    Cztery górskie wycieczki jednego dnia – łotewski dzień pełen przygód

    Następnego dnia przywitała nas zimowa aura – sople, śnieg, białe drogi wijące się przez lasy. A przecież to był środek kwietnia. Po raz kolejny Łotwa pokazała swoje bardziej surowe oblicze – i dobrze, bo właśnie w takim krajobrazie miała rozpocząć się kolejna przygoda.

    Naszym pierwszym przystankiem był wiatrak Āraiši, gdzie spotkaliśmy się z zaprzyjaźnioną polsko-łotewską parą – Anią i Janisem. Stali się naszymi przewodnikami po jednym z najbardziej malowniczych zakątków kraju. Pokazali nam m.in. drewnianą fortecę w Skaņsene, zbudowaną na palach na jeziorze – rekonstrukcję osady z epoki żelaza, która pozwala wyobrazić sobie, jak wyglądało życie w tych stronach dwa tysiące lat temu.

    Dalej wędrowaliśmy wzdłuż klifów nad Gaują – najpierw Orle Klify, potem Zvārtes iezis, jedno z najpiękniejszych miejsc w całej Łotwie. Wysokie piaskowcowe ściany, dolina rzeki, spokój lasu – wszystko to tworzyło scenerię jak z opowieści przygodowej. Odwiedziliśmy też jaskinie w Līgatne, wyrzeźbione w skałach przez ludzi, niegdyś używane jako piwniczki – dzisiaj są ciekawostką turystyczną i echem dawnych czasów.

    Popołudnie poświęciliśmy na klasyczny trójkąt zamków nad Gaują. Zaczęliśmy od jaskini Gutmana – największej jaskini Łotwy, związanej z legendą o Róży z Turaidy. Potem odwiedziliśmy ruiny zamku w Krimuldzie. Co ważne – wejście na każdy z tych punktów to porządna, fizyczna wycieczka. Setki schodów i strome ścieżki dały nam w kość bardziej niż niejeden szczyt z korony bałtyckiej. Szczerze? To był prawdziwy trekking – tylko zamiast skał i grani, mieliśmy piaskowce, lasy i zamkowe wieże. I to też miało swój urok.

    Na koniec dnia kilku śmiałków poszło jeszcze nocą do jaskini Piotra – miejsce owiane legendami, ukryte w lesie i zupełnie inne po zmroku. Zimno, cicho, tajemniczo.

    Cztery solidne wycieczki jednego dnia – takie rzeczy tylko na Łotwie.

    Legenda o Różyczce i pożegnanie z Łotwą

    Następnego dnia rozpoczęliśmy od wizyty w zamku w Turaidzie – jednym z najbardziej znanych symboli Łotwy. Poranek był chłodny, ale widok z wieży obronnej rozgrzewał serce: panorama doliny Gauji, wciąż lekko oprószona śniegiem, prezentowała się bajkowo. Zatrzymaliśmy się też przy grobowcu Różyczki z Turaidy – bohaterki jednej z najpiękniejszych łotewskich legend o miłości, odwadze i wierności. To opowieść o dziewczynie, która wolała zginąć niż zdradzić ukochanego Niemca z Polakiem – nic dziwnego, że jej historia przetrwała wieki i wciąż wzrusza.

    Na terenie zamku znajduje się także niezwykłe Wzgórze Ludowej Pieśni – miejsce pamięci poświęcone twórcom i bohaterom łotewskiego folkloru. Kamienne rzeźby i pomniki w lesie tworzą atmosferę zadumy i przypominają, jak ważna dla tożsamości Łotyszy jest pieśń – ich narodowe dobro, siła i pamięć.

    Po tej ostatniej łotewskiej opowieści ruszyliśmy dalej – na południe, w stronę Litwy. Przed nami kolejny szczyt, nowe krajobrazy i Wilno na horyzoncie.

    Aukštojas i litewska „graniówka”

    Ostatni kraj na trasie – Litwa, a wraz z nim ostatnie dwa szczyty do korony. Pierwszym z nich był Aukštojas – najwyższy punkt Litwy (293,84 m n.p.m.), oficjalnie uznany dopiero w 2004 roku. Wcześniej przez lata sądzono, że Góra Józefowa (Juozapinė, 292,7 m) dzierżyła palmę pierwszeństwa. Kiedy badania geodezyjne wykazały, że pobliskie wzniesienie jest o nieco wyższe.

    Na szczycie Aukštojasa wznosi się drewniana wieża widokowa, z której roztacza się panorama na litewskie pola i lasy. Przy dobrej pogodzie widać stąd kominy elektrowni atomowej w Ostrowcu, położonej tuż za białoruską granicą. Bliskość granicy czuć także na litewskich drogach – znaki kierują nie tylko do Wilna, ale i do Mińska. Na znakach jest napisane „Białoruś okupowana przez Kreml”​

    Zrobiliśmy „graniówkę” – czyli przeszliśmy z Aukštojasa na Górę Józefową przez szerokie, otwarte pola uprawne.

    Aukštojas- najwyższy szczyt Litwy

    Najwyższy punkt Litwy
    Aukštojas ma 293,84 m n.p.m. i został oficjalnie uznany za najwyższe wzniesienie kraju dopiero w 2004 roku. Wcześniej za najwyższą uważano pobliską Górę Józefową (Juozapinė).

    Nazwany na cześć boga z mitologii bałtyckiej
    Nazwa „Aukštojas” pochodzi od imienia najwyższego boga litewskiego panteonu – stwórcy świata, opiekuna sprawiedliwości i moralnego ładu.

    Ziemia z Aukštojasa na islandzkim szczycie
    Z wdzięczności dla Islandii – pierwszego kraju, który uznał niepodległość Litwy – Litwini zorganizowali symboliczną ceremonię: ziemię z Aukštojasa wysypano na Hvannadalshnúkur, najwyższy szczyt Islandii (2110 m n.p.m.), prawie 2000 metrów wyżej niż litewski „dach świata”.

    Wilno, Troki i świąteczne zakończenie wyprawy

    Po zdobyciu korony krajów bałtyckich przyszedł czas na świętowanie – w Wilnie. Nie byłoby kompletnego zakończenia bez „zdobycia” lokalnych wzniesień: Wzgórza Giedymina, skąd roztacza się panorama na starówkę i rzekę Wilię, oraz Góry Trzykrzyskiej, pełnej symboli i historii. To nasza symboliczna korona miasta – miękkie, ale godne pożegnanie z przygodą.

    Wieczorem daliśmy się porwać litewskim smakom: były cepeliny, chłodnik litewski i obowiązkowo kwas chlebowy – mocno fermentowany, ciemny i pełen charakteru. Idealny finał po tygodniu śniegu, szczytów i historii.

    Następnego dnia – Niedziela Palmowa. Jak Bóg przykazał, odwiedziliśmy Matkę Boską Ostrobramską – miejsce ważne nie tylko dla Litwinów, ale też głęboko zakorzenione w polskiej tradycji. Na hali targowej kupiliśmy kindziuk – suchą, długo dojrzewającą litewską kiełbasę, a na straganie – kolorową palmę wielkanocną, jaką Litwa słynie w całym regionie.

    W drodze powrotnej jeszcze jeden przystanek – Troki. Szybki spacer wokół zamku na jeziorze, obowiązkowe magnesy i bursztyny, trochę słońca, trochę nostalgii. A potem już tylko droga do Warszawy, gdzie dotarliśmy popołudniu.

    Na koniec przygody – zabawna kropka nad „i”: na stacji benzynowej pod Suwałkami spotkaliśmy Niemkę i Litwina, którzy… mieszkają na farmie tuż obok Aukštojasa. Można powiedzieć, że to prawdziwi litewscy górale.


    ,

    z Biurem Podróży High Away.