Kontakt: Hubert Jarzębowski 📞 +48 500 044 198  📧 Wyślij email

Leszek Dąbrowski: Góry Przeklęte mnie zauroczyły

Lubimy jak dzielicie się z nami odczuciami, wyrażacie swoje opinie, komentujecie. Jesteście naszą siłą napędową i na bazie waszych reakcji jesteśmy w stanie udoskonalać, planować i poprawiać to, co być może nie do końca się sprawdza. Ogromną radość sprawiają nam Wasze relacje. Fajnie poczytać jak Wy to wszystko widzicie – okiem klienta. Poniżej możecie przeczytać jedną z takich relacji, którą podzielił się z nami Leszek Dąbrowski, który przeszedł z nami trekking w lipcu 2024.

Po zdobyciu, w ciągu ostatnich dwóch lat, Korony Gór Polskich, 55-ciu Tatrzańskich Dwutysięczników, po spenetrowaniu łuku Karpat i pewnie wszystkich pasm górskich u naszych południowych sąsiadów, zastanawiałem się co dalej. Wiedziałem, że gór mi nie zabraknie, ale że wybór padnie na Góry Przeklęte, to był czysty przypadek. Po prostu zafrapowała mnie sama nazwa i zacząłem szukać informacji o tych górach. Gdy dotarłem do pierwszych zdjęć, już wiedziałem, że to będzie cel mojej letniej wyprawy. Szybko odnalazłem ciekawą i profesjonalnie przygotowaną ofertę na stronie HighAway.pl, a potem już tylko liczyłem dni do wyjazdu.

Złe dobrego początki

Zaczęło się fatalnie, bo nasze koleje z powodu „deszczyku” na wybrzeżu, nie mogły mnie dowieźć na czas na zbiórkę w Zakopanem. W ostatniej chwili udało się dojechać nocnym autobusem. Potem w busiku, który pokonywał trasę do Czarnogóry wysiadła klimatyzacja. Plus jest taki, że jak już dojechałem na Bałkany to poczułem wielki komfort termiczny mimo, że panowały tam niemal subtropikalne upały. Na szczęście od tego momentu byłem już tylko zależny od siebie i od wcześniejszego kondycyjnego przygotowania. No może też odrobinę od pogody, ale ta generalnie była bardzo łaskawa.

Góry Przeklęte zauroczyły mnie już pierwszego dnia, gdy wspięliśmy się na Popadiję 2030 m, na Szlaku Trzech Szczytów i oczom naszym ukazał się masyw Karanfili.

Tak jak wspomina Leszek naszą przygodę z Prokletije zaczynamy od tutejszej klasyki. Szlak Trzech Szczytów to pętla przez Valušnicę (1879 m), Talijankę (2057 m) i Popadiję (2030 m) nad doliną Grebaje. Ten właśnie szlak to według nas idealne przywitanie z Górami Przeklętymi. Trasa nie jest długa – ma około 9-10 kilometrów w zależności od wariantu, różnica wzniesień to 1100 metrów. Chodzi się 6 godzin. Dobra rozgrzewka i zaznajomienie się z klimatem Bałkańskim. Przepiękne widoki na ściany masywu Karanfili, duże przestrzenie i świetne punkty do fotografowania. Jednym słowem – spektakularna rozgrzewkowa trasa nie posiadająca żadnych trudności technicznych.

Z Czarnogóry do Theth

Po pokonaniu malowniczego szlaku z Vusanje docieramy do Theth. To albańska wioska „na końcu świata” położona w rozległej dolinie otoczonej potężnymi szczytami Gór Przeklętych. W ostatnich latach Theth staje się coraz bardziej popularne i aspiruje do miana stolicy Alp Albańskich. Każdy kto tam dotarł, nie mógł przejść obojętnie obok kamiennego kościółka z 1892 roku, z wieżą i dachem pokrytymi gontem, który fantastycznie wkomponowuje się w panoramę okolicznych szczytów. To jedna z najbardziej rozpoznawalnych budowli w całej Albanii, widoczna w niemal każdym wydawnictwie jej poświęconym.

Pierwszą część wycieczki do Theth pokonujemy autami terenowymi. Dojeżdżamy nad Ropojansko Jezero. Jezioro jest okresowe – w czerwcu jest to całkiem spory górski staw, latem traci wodę, aż znika zupełnie i szlak prowadzi ścieżką po jego dnie. Do tego miejsca można dojechać samochodem terenowym z Vusanje. Południowym brzegiem jeziora przebiega granica państwowa Czarnogóry i Albanii. Znajduje się tu jeszcze stary słupek graniczny, mówiący o granicy między Albańską Socjalistyczną Republiką Ludową a Socjalistyczną Federacyjną Republiką Jugosławii. Przechodzimy przez kolejne piętra doliny, mijamy kolejne ruiny posterunków granicznych oraz nieodzowne dla Albanii bunkry i coraz bardziej zbliżamy się do potężnej ściany szczytu Arapit (2218 m).
Mijamy jeziorko i wspinamy się na przełęcz na 1710 m. Z przełęczy zaczynamy strome, mozolne zejście z wspaniałym widokiem na rozległą dolinę potoku Shala, w której leży Theth.

Wśród grani Valbony

Zejście doliną Valbony, ku osadzie o tej samej nazwie, wiedzie malowniczym łożyskiem potoku, zupełnie wyschniętego o tej porze roku. Woda spływa tu z ogromną energią jedynie w czasie wiosennych roztopów. Po obu stronach tej doliny wznoszą się majestatyczne granie albańskich Gór Przeklętych, które wyciągają swoje ramiona ku niebu, osiągając imponującą wysokość ponad 2600 metrów. Ich surowość i potęga działają jak magnes, przyciągając pragnienie odkrywania coraz to nowych zakątków tej krainy.

Każdy widok, każda chwila spędzona w tym nieujarzmionym krajobrazie, otwiera serce na nowe marzenia i nowe plany. Kto raz znalazł się wśród tych górskich grani, ten niewątpliwie zaplanuje swoją następną wyprawę w te dzikie, często dziewicze miejsca, gdzie natura wciąż króluje w swojej surowej, nieokiełznanej postaci.

Doberdol – wyjątkowe miejsce

Ten dzień to ulubiony szlak wszystkich koneserów albańskich “barkafe”. Przy odrobinie szczęścia można idąc z Çerem do Dobërdol odbyć trzy porządne biesiady. Raz wchodzimy do Czarnogóry, raz wracamy do Albanii. Po drodze przełęcze i piękne dziewicze lasy. Brak trudności technicznych.

Sam Doberdol to górska pasterska osada, malowniczo położona w wielkim kotle polodowcowym na wysokości 1800 m. Warunki noclegowe bardzo turystyczne, ale tego oczekujemy właśnie w takich miejscach. W każdym razie jest prąd, ciepła woda i toaleta. Oprócz tego milion gwiazd nad głową w nocy oraz poczucie wolności i bliskości z naturą. Absolutnie wyjątkowe miejsce!

Na Dzierawicę

Dzierawica. Mimo, iż to najwyższy szczyt Kosowa i nawet metr wyższy od tatrzańskiego Gerlacha, to zdobycie jego okazało się dziecinnie łatwe, dlatego też postanowiliśmy zrobić sobie „dokrętkę” i wybraliśmy się jeszcze nad wysokogórski staw …. 

– Wyprawę zaczynamy od przejścia całego Doberdola. Po drodze mijamy kilka lokalnych „ewenementów”, parę bardzo specyficznych zabudowań i zaczynamy podejście na przełęcz Ali Peja (2275 m). Stamtąd trawersujemy pośród wysokogórskich hal, aż docieramy do genialnej miejscówki na piknik – skały w kształcie płetwy rekina! Kilka minut od łączki czeka na nas kolejna atrakcja – jezioro w kształcie serca. Zazwyczaj idąc w górę tylko je mijamy, a na powrotnej drodze zatrzymujemy się tutaj na posiady, czy jak ktoś lubi – morsowanie, pływanie. Nad jeziorem zaczyna się stromsze podejście z nieco większą ekspozycją lecz nadal trasa jest prosta. Wkrótce nasz szlak łączy się z tym od strony Kosowskiej, a szczyt jest już w zasięgu ręki.  Zdobywamy go bez problemów.

Niestety prognoza pogody (potencjalna burza), a nie pogoda zadecydowała, że zamiast wejść na Szczyt Trzech Granic 2366 m minęliśmy go trawersem. Większość uczestników wyprawy już dzień wcześniej przegłosowała, że dalszą część trasy pokonamy samochodami terenowymi, zamiast zejść do Milishevc po stronie Kosowa dziką i malowniczą doliną. Niewielki deszcz rzeczywiście popadał, ale bardzo krótko. Tymczasem jeepy już były w drodze po nas i zamiast ciekawego trekkingu wysiadłem zdegustowany po pokonaniu wyboistych dróg. Cóż taka jest cena demokracji.

Tak jak wspomina Leszek, w górach, a zwłaszcza podczas wypraw grupowych, czasem trzeba iść na kompromisy. Niestety tym razem grupa nie wyszła na szczyt Trzech Granic (2366 m), gdzie łączą się granice trzech krajów (Czarnogóra, Albania i Kosowo). To wspaniały punkt widokowy na całą okolicę. Krajobraz w tej części Prokletije przypomina Tatry Zachodnie. W oddali widać Dzierawicę, na której byliśmy poprzedniego dnia. Staramy się zawsze działać bezpiecznie, a na każdy dzień mamy przygotowany “plan B”.

W morzu wierzbówki

Takie oszałamiające widoki można podziwiać, wędrując granicznym grzbietem malowniczych Gór Przeklętych, gdzieś na szlaku, który łączy miejscowości Milishevc w Kosowie i Babino Polje w Czarnogórze. Nigdzie indziej nie natknąłem się na takie rozległe łany wierzbówki, rozpostarte jak niezwykły dywan fioletowych kwiatów tańczących na wietrze. Najważniejsze to znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiedniej porze roku – wtedy natura odsłoni przed nami swoje najwspanialsze oblicze.

Jako puentę można wspomnieć, że zauroczony Bałkanami wrócę w te okolice na przełomie sierpnia i września przy zdobywaniu Korony Bałkanów.

Leszek Dąbrowski, lipiec 2024


,

z Biurem Podróży High Away.