Kontakt: Hubert Jarzębowski 📞 +48 500 044 198  📧 Wyślij email

Góry Przeklęte z High Away

Zapraszamy na opis naszej trasy po Górach Przeklętych. Na szlak zaprasza Hubert Jarzębowski – międzynarodowy przewodnik górski, założyciel biura High Away i autor programu po Górach Przeklętych. Tutaj możesz poczytać o każdym dniu i znajdziesz informacje praktyczne dotyczące wycieczki. Na wycieczkę zapisać się możesz na stronie wycieczki w Góry Przeklęte.

Witamy w Prokletije

Gusinje w Czarnogórze jest położone równie pięknie jak Chamonix. Zajmuje dno ogromnej doliny, w miejscu gdzie kiedyś spotykały się potężne lodowce Gór Przeklętych. Stąd już w całej okazałości widać szczyty Prokletije.


To ostatnie „normalne” miasteczko przed górami. Większość mieszkańców to Albańczycy, klimat jest tutaj już bardzo orientalny. W centrum jest kilka meczetów. Przed każdą kawiarnią siedzą mężczyźni i palą papierosy, po ulicach jeżdżą auta terenowe na blachach z Nowego Jorku (to lokalna moda), czasem zdarza się, że nie da się przejechać bo jest wesele, którego goście tańczą w kółeczku na środku miasta w ludowych strojach.
Dalej jest już tylko bardziej folklorystycznie. Droga robi się coraz węższa i bardziej stroma. Na stromych zakrętach trzeba przepuścić na zmianę stado owiec i osłów. W przydomowych ogródkach znajdują się rodzinne, prywatne cmentarze. Część domów to prawdziwe pałace, a niektóre prezentowałyby się okazale nawet w sąsiedztwie Białego Domu.

U Gazmenda w Vusanje
Na końcu wioski, już za meczetem z drewnianym minaretem, w miejscu gdzie od głównej doliny odchodzi szlak na Złą Kołatę – najwyższy szczyt Czarnogóry mieszka Gazmendi z rodziną.
Kwaterujemy się w drewnianych domkach. Z ogrodu jak na dłoni widać całą dolinę Ropojana z ostrą iglicą Arapitu (2218 m) – czarnogórskiego Matterhornu w oddali. W Vusanje znajduje się już całkiem sporo guesthouse’ów. Typowy standard to „schroniskowe” pokoje 4-8 osobowe w drewnianych domkach ze wspólną łazienką, tu i ówdzie trafi się dwójka. U Gazmenda jest jeszcze kilka pryszniców oraz toalet w osobnym doku. Siadamy przy wspólnym stole i zaczyna krzątać się przy nas cała rodzina. Wchodzi zupa, sałatka szopska, burek ze szpinakiem, gulasz, jagnięcina z grilla, rakija, domowe wino, kawa po turecku gotowana w malutkich tygielkach. Podobny zestaw to tutejsza klasyka. Przy kolacji podziwiamy przyrodniczy spektakl. Dokładnie o zachodzie słońca ściana Arapitu robi się krwistoczerwona.

Szlak Trzech Szczytów

Przygodę z Prokletije zaczynamy od tutejszej klasyki. Szlak Trzech Szczytów to pętla przez Valušnicę (1879 m), Talijankę (2057 m) i Popadiję (2030 m) nad doliną Grebaje. Każdy przewodnik i bywalec twierdzi, że to właśnie ten szlak jest najlepszym przywitaniem z Górami Przeklętymi.
Nie jest długi – ma około 9-10 kilometrów w zależności od wariantu, różnica wzniesień to 1100 metrów. Chodzi się 6 godzin, więc szlak jest idealny na rozgrzewkę i rozprostowanie kości po dłuższej przerwie. Widoki na ściany masywu Karanfili należą do najlepszych w paśmie, no i na Valušnicy mamy ten słynny „efekt wow”, kiedy cały widok odsłania nam się w jednej sekundzie.
Jemy śniadanie, bierzemy kolejne kawy i herbaty. Robimy sobie prowiant na drogę – bierzemy po ogromnej bułce, dorzucamy biały ser, warzywa, pomidory, ogórki, tutejsze salami, czasem prosciutto. Dojeżdżamy kawałeczek busem do polanki z kilkoma domami letniskowymi i przyjemną kafaną serwującą tradycyjną gotowaną kawę u wylocie doliny Grbaje.


Tutejszy las jest jednym z najpiękniejszych w Czarnogórze i na całych Bałkanach i ma prawdziwie magiczną atmosferę. Nie może zatem dziwić, że z jednego z drzew po drodze tryska świeża woda. „Drzewo dające wodę” to połowa podejścia w lesie. Po godzinie z hakiem wychodzimy z lasu i docieramy do wiszącej polodowcowej doliny porośniętej trawą.
Dolina zamknięta jest grzbietem w kształcie podkowy stworzonym z widokowego punktu Valušnicy oraz szczytów Popadiji oraz Talijanki.

Góry Przeklęte

3.07.2024 – 13.07.2024
17.07.2024 – 27.07.2024
31.07.2024 – 10.08.2024
14.08.2024 – 24.08.2024
28.08.2024 – 7.09.2024
11.09.2024 – 21.09.2024

Nasza najpopularniejsza wycieczka. W ostatnich 4 latach potwierdziliśmy wszystkie terminy.

Czarnogóra
Albania
Kosowo
Szlak Peaks of the Balkans.


Zbocza nad doliną są dość strome, ale trawiaste i możliwe do chodzenia właściwie dowolnie. Albańczycy wypasają tutaj ogromne stada owiec, kóz i krów. Na stronę Doliny Grebaje Valušnica urywa się potężnymi, pionowymi, wapiennymi ścianami. Grzbietem Popadiji i Taljanki prowadzi czarnogórsko-albańska granica. Po drugiej stronie leżą bezkresne połoniny wśród których znajdują się albańskie wioski Vermosh, Lepusha i Tamara.
Idziemy za ścieżką w górę zygzakiem przez krasowy labirynt wśród fantazyjnych kamieni, ponorów i studni aż dochodzimy na trawiasty grzbiet. Nim wychodzimy na widokowy punkt Valušnicy. W jednej chwili widzimy kilkaset metrów pod nami Dolinę Grbaje z kawiarnią i naszym autem a przed sobą najpiękniejszy widok na „czarnogórskie Dolomity” – czyli pionowe filary masywu Karanfili oraz ostry ząb Očnjaka. Jeden z najbardziej spektakularnych górskich widoków w Europie. Nic dziwnego, ze wszyscy przewodnicy namawiają swoje grupy, żeby zboczyły ze szlaku Peaks Of The Balkans, żeby tutaj przyjść.


Z Valušnicy idziemy dalej granią, odtąd piękne widoki na Karanfile towarzyszą nam już cały czas. Po przeciwnej stronie widać jak na dłoni bliźniacze szczyty Popadiji i Talijanki przypominające nasz Wołowiec lub Starorobociański. W połowie grani znajduje się głęboko wcięta przełęcz z której można bezproblemowo zejść ścieżką do tego samego miejsca, w którym wyszliśmy z lasu.
Kontynuujemy drogę po granicy albańskiej na jeden i potem drugi szczyt. Zejście stąd jest strome, po deszczu bywa dość mocno śliskie, ale widoki i klimat tego miejsca rekompensują wszystkie niewygody. U stóp Popadiji można poszukać petroglifów – rysunków naskalnych z czasów prehistorycznych. Nie są najlepiej widoczne – ale są.
Pętelka kończy się zejściem bukowym lasem z powrotem do parkingu. Każdy już najlepiej wie w jaki sposób chce uczcić wejście na trzy piękne góry.
Wracając w Gusinje możemy zrobić zakupy – po drodze mamy porządnie zaopatrzony supermarket i kilka sklepów spożywczych, kiosk w którym można kupić czarnogórskie karty telefoniczne działające we wszystkich okolicznych krajach.
Blisko pensjonatu Gazmenda znajduje się kanion z dość imponującym wodospadem. Nazywa się Grla. Jest to przyjemny spacer, jeśli ktoś ma ochotę pochodzić troszkę więcej. Następnego dnia ruszamy na szlak Peaks of the Balkans. Przy kolacji dyskutujemy jak się spakować. Idziemy w góry na dwa dni – nasze rzeczy i busik spotkamy znowu w Dolinie Valbony.

Z Czarnogóry do Theth w Albanii

Szlak Peaks of the Balkans ma 192 kilometrów długości podczas których pokonuje się niemal 10 000 metrów różnicy wzniesień. Podzielony jest na 10 odcinków i biegnie przez trzy kraje: Albanię, Kosowo i Czarnogórę. My przejdziemy cztery najciekawsze odcinki szlaku. Granice przekraczamy wysoko w górach – to właśnie w celu wyrobienia pozwolenia potrzebujemy przed wycieczką skanów paszportów/dowodów.

Przed nami klasyczne przejście z Vusanje do Theth w Albanii przez Przełęcz Peja (1710 m) – odwiecznym szlakiem karawan handlowych przechodzących przez góry z Kosowa w region Jeziora Szkoderskiego i dalej nad Adriatyk.


Szlak prowadzi ogromną, imponującą polodowcową doliną Ropojana. Do centrum Theth mamy przeszło 22 kilometry. Dlatego właśnie pierwszą część wycieczki pokonamy autami terenowymi. Gazmendi ze znajomymi biorą nas do środka, na pakę i gdzie tylko się zmieścimy i ruszamy na drugi z największych górskich klasyków na Bałkanach i każdy turysta odwiedzający Prokletije powinien poznać tę wspaniałą trasę.
Po drodze mamy przystanek w okolicy punktu poboru opłat parku narodowego Prokletije, czyli zazwyczaj zaparkowanego w lesie Golfa II-ki. Zaraz za nim znajduje się przepiękne, „magiczne” miejsce – wywierzysko Oko Skakavice (Savino Oko) z niewielkim, błękitnym, bardzo zimnym jeziorkiem (woda ma temperaturę 4,5-5 stopni). Najprawdopodobniej to właśnie to miejsce odwadnia cały masyw Bielić, w którego skład wchodzą znane szczyty – Zła Kołata oraz Maja e Rosit.
Następne 3 kilometry trasa prowadzi szutrową drogą dnem doliny. Po prawej ręce mamy ogromne, imponujące ściany bocznych turni masywu Karanfili, po lewej stronie niemniej pionowe turnie masywu Belić. Dojeżdżamy nad Ropojansko Jezero.
Jezioro Ropojańskie jest okresowe – w czerwcu jest to całkiem spory górski staw, latem traci wodę, aż znika zupełnie i szlak prowadzi ścieżką po jego dnie. Do tego miejsca można dojechać samochodem terenowym z Vusanje. Południowym brzegiem jeziora przebiega granica państwowa Czarnogóry i Albanii. Znajduje się tu jeszcze stary słupek graniczny, mówiący o granicy między Albańską Socjalistyczną Republiką Ludową a Socjalistyczną Federacyjną Republiką Jugosławii. Za czasów Envera Hodży była to najlepiej strzeżona granica w Europie, a każdy kto zbliżył się do jeziora byłby najprawdopodobniej z miejsca zastrzelony. My przekraczamy granicę bez problemu i idziemy w górę przez las na progu doliny.
Dochodzimy na kolejne piętro doliny i docieramy do bardzo malowniczego katunu pasterskiego, gdzie można kupić znakomity ser, napić się mleka i kawy. Przechodzimy przez kolejne piętra doliny, mijamy kolejne ruiny posterunków granicznych oraz nieodzowne dla Albanii bunkry i coraz bardziej zbliżamy się do potężnej, sprawiającej wrażenie niemożliwej do zdobycia iglicy szczytu Arapit (2218 m), którą podziwialiśmy z werandy Gazmenda.
Mijamy jeziorko Liqeni e Pejes i wspinamy się na przełęcz Qafe e Pejes (1710 m).

Arapit – Matterhorn Gór Przeklętych. Z przełęczy można wejść na wspaniały szczyt Arapit – który jest łatwiejszy niż wygląda, ale i tak jest to porządna, górska przeprawa z fragmentami eksponowanymi i wymagającymi użycia rąk. Robimy to na wycieczce w wersji HARD – dla Harpaganów.


Z przełęczy zaczynamy strome, mozolne zejście z wspaniałym widokiem na rozległą dolinę potoku Shala, w której leży Theth. Kolejnymi charakterystycznymi punktami orientacyjnymi są rozdarte piorunami drzewo oraz ogromna nyża skalna z imponującą przewieszoną ścianą. W miejscu, gdzie teren nieco się wypłaszcza znajduje się przyjemne „barkafe”, w którym oprócz kawy, piwa i rakiji można zamówić również taksówkę do centrum Theth.
Trochę dalej docieramy do miejsca, gdzie odbija szlak na przełęcz Valbona. To nasza jutrzejsza trasa.

Theth
Theth to katolicka wioska z tradycyjną architekturą, malowniczym kamiennym kościółkiem oraz słynną kulą – wieżą obronną, w której schronienie mógł znaleźć pechowiec, na którym ciążyła krwawa zemsta rodowa zgodnie z XV-wiecznym kodeksem prawnym zwanym kanun. Jeszcze kilka lat temu Theth uchodziło za koniec świata i najbardziej izolowaną wioskę w całej Europie. Dzisiaj już istnieje droga od dołu ze Szkodry, a wieś jest jednym z najbardziej popularnych górskich kurortów w Albanii. Większość turystów tutaj to są lokalni Albańczycy – dla nas równie malowniczy i egzotyczni jak mieszkańcy Theth.
W Theth śpimy w różnych miejscach, najczęściej u legendy okolicy – Pavlina Polji, jednego z pierwszych przewodników górskich w całym Prokletije. Najczęściej dostajemy pokoje cztero i sześcioosbowe, ale trzeba pamiętać, że Theth to dzika północ Albanii i nie obowiązują tu żadne zrozumiałe dla Europejczyków zasady. Nie ważne czy noc rezerwowałeś rok wcześniej czy w zeszły piątek – przydział miejsc zawsze będzie się odbywał na pełnym spontanie. Taki jest urok Albanii. Trzeba się cieszyć, jeśli nie okaże się, że komuś wypada spać u ciotki, wujka albo innego członka klanu. Standard jest dobry – wszędzie w Theth mamy prąd, wodę, łazienki i jest ciepło.
Za to jakie mają kolacje! Baranina, kurczak lub wieprzowina w zależności od dnia, są grillowane warzywa, zawsze można liczyć na sałatki, talerz serów prosto od pasterzy, są wegetariańskie zupy. Prawdziwa bałkańska uczta.


Szlak do Theth to 16 km (jeśli korzystamy z podwózką). Różnica wzniesień: +820 m – 1350 m. Zwykle chodzimy 8-9 godzin i jesteśmy w Theth przed zachodem słońca. Jest czas, żeby pobuszować po centrum tej jedynej w swoim rodzaju miejscowości.

Z Theth do Valbony

Dzień zaczyna się klasycznie. Śniadanie, pakujemy lunch, idziemy „na wioskę” ustępując po drodze miejsca owcom, kozom, koniom, świniom (w Theth wszystkie te zwierzęta lubią spacerować główną ulicą), robimy zakupy, pijemy bałkańską kawę.
Startujemy na trzeci klasyk Gór Przeklętych, zwanych po albańskiej stronie Bjeshket e Nemuna i jednocześnie najpopularniejszy szlak tych gór. Większość turystów, którzy przyjeżdżają na dwa dni w Prokletije idzie właśnie tutaj. Czy warto? Koniecznie. Szlak jest tak popularny nie bez powodu. Widoki na dwie doliny alpejskich rozmiarów oraz najpotężniejsze masywy Gór Przeklętych – Jezercę, Paplukę i Maja Boshit robią ogromne wrażenie. Trasę pokonamy w mniej więcej siedem godzin, gdyż do przejścia mamy 14 kilometrów, a przewyższenie to niecałe 1100 metrów.


Z centrum Theth – okolic słynnego kościółka (cała dolina jest zamieszkana przez katolików) fotografowanego przez każdego turystę w Prokletiju idziemy w górę doliny. Mijamy kilka sklepów, pensjonatów i restauracji aż docieramy do rozwidlenia. Droga prosto wiedzie do Czarnogóry, w prawo na Przełęcz Valbona.
Wspinamy się do góry lasem aż dojdziemy do jednego ze słynnych albańskich górskich „barkafe”. Tu w sezonie można posłuchać folkowej muzyki, napić się coli, piwa i coś zjeść. Stąd jest już niedaleko na Przełęcz Valbona (1749 m) skąd otwiera się absolutnie spektakularny widok na najwyższe szczyty Gór Przeklętych. Szczególne wrażenie robi pionowa ściana dokładnie naprzeciwko nas – to Maja e Boshit (2414 m).
Z przełęczy koniecznie trzeba podejść na pobliski punkt widokowy (a najlepiej nieco dalej – na nienazwany szczyt 1909 m).


Stąd zakosami ostro schodzimy ku widocznej polance z charakterystycznym wielkim głazem. To miejsce to początek szlaku na najwyższy szczyt Gór Dynarskich – Maja Jezerce (2694 m).
Dalej wśród imponujących drzew dochodzimy do kultowego Simoni Cafe – szałasu ze źródłem bieżącej wody, który obecnie słynie jako najdroższe miejsce na szlaku. Za porządne zachodnioeuropejskie ceny możemy zakupić rakiję, piwo, colę i miejscową specjalność: jogurt z miodem. A czemu miejsce jest kultowe to Wam opowiem na wycieczce!
Stąd kierujemy się w stronę dna Doliny Valbony mijając po drodze dwa na wpół opuszczone przysiółki Rragam i Llomi. Do asfaltu docieramy przy bardzo dużym hotelu i restauracji Fusha e Gjese. Tutaj zwykle już czeka na nas bus i nasze rzeczy.

Zakwaterowanie
W Valbonie śpimy w różnych miejscach. Popularne guesthousy to Kol Gjoni w kamiennym domku u najbardziej emblematycznego wąsatego górala z północnej Albanii jaki żyje w XXI wieku. Kola jest bohaterem dziesiątek filmów, reklam, gra jako statysta w albańskich komediach romantycznych o trudnej miłości dziewczyny ze stolicy i chłopaka z Gór Przeklętych. Słowem – jest instytucją. Wszystkie inne miejsca, w których śpimy – Natyra, Jezerca, Rilindija są na bardzo przyzwoitym podhalańskim poziomie.
Wieczorem pakujemy ciuchy na cztery dni, gdyż w kolejnych dniach oddalamy się od cywilizacji. Na szczęście nie musimy robić zapasów jedzenia, po prostu pakujemy się tak jak na jeden dzień i do tego bierzemy kosmetyczkę, ubrania na przebranie, coś na deszcz, czołówkę, powerbank.

Na koniec świata do Doberdol

Po śniadaniu przyjeżdżają po nas lokalne terenowe busy – zwykle pomarańczowe Mercedesy, które cudem tylko jeżdżą. Jedziemy do sezonowego przysiółka Çerem, skąd ruszymy dalej na szlak. Z głównym bagażem zobaczymy się w Babino Polje po zakończeniu trekkingu.
Dzisiejszy dzień to ulubiony szlak wszystkich koneserów albańskich „barkafe”. Przy odrobinie szczęścia można idąc z Çerem do Dobërdol odbyć trzy porządne biesiady. Szlak zaczyna się od solidnego podejścia, które kończy się przy pierwszej kawiarni. Następnie idziemy drogą szutrową, której wielki zakos warto skrócić przez las. Dochodzimy do dawnej granicy z Jugosławią, a obecnie z Czarnogórą na przełęczy Vranica.


Wchodzimy do Czarnogóry, gdzie nasza droga prowadzi trawersem przez piękny las na trawiaste siodło ze znakomitym widokiem na masyw Zlej Kolaty. Na pobliskim wzgórzu widać ruiny posterunku straży granicznej. Stąd idziemy lasem na kolejną przełęcz – Aljuci, gdzie wracamy do Albanii. W dole widać zabudowania pasterskiej osady Trokuz, a przy samym szlaku można posilić się u Metiego i jego rodziny ciastami, borówkami, jogurtem, zupą, ryżem w mleku i innymi specjałami (o kawie i rakiji nie wspominam).
Szlak wchodzi w starodrzew i wkrótce dociera do absolutnie spektakularnie położonej na zboczu osady Balqina. Aż trudno uwierzyć, że to Europa, a nie Kaukaz. Tak właśnie wyobrażałem sobie krajobrazy z „Władcy Pierścieni”. We wiosce znajduje się kolejna kawiarnia, gdzie koniecznie trzeba zatrzymać się, choćby dla samego widoku.


U naszych stóp leży rozległa dolina rzeki Gashi (Lumi i Gashit) – najdzikszy rezerwat przyrody w leśnych partiach Gór Przeklętych. Na przeciwległym zboczu – nieodwiedzane przez turystów katuny – czyli sezonowe osady (niegdyś) pasterskie.
Idziemy dalej, mijamy kilka kolejnych dacz i osad pasterskich, wspinamy się po progu wiszącej doliny i docieramy do kotła Dobërdol. Pomimo tego, że w ostatnich latach powstało tu kilka guesthousów i znacznie rozwinęła się infrastruktura turystyczna, osada nie zatraciła jeszcze pasterskiego klimatu. Wśród drewnianych chatek i szałasów przechadzają się setki zwierząt gospodarskich – krów, owiec, kóz, koni pilnowanych przez sporych rozmiarów psy rasy szarpłaniniec.


Wycieczka tutaj powinna nam zająć koło 7 godzin. Przeszliśmy 15,7 km, podeszliśmy do góry 1,025 m, zeszliśmy 440 m. Drugą część dnia możemy wykorzystać na spacery po okolicy.

Na Dzierawicę – najwyższy szczyt Kosowa

Chodzenie z lekkim, jednodniowym plecakiem w tak oddalonym od cywilizacji miejscu to prawdziwy luksus, ale… możemy sobie na to pozwolić!
Naszym dzisiejszym celem jest Dzierawica (2656 m) – najwyższy szczyt Kosowa. Zdobywamy ją z Doberdola z Albanii jako jednodniową pętlę. Dzięki temu, że śpimy na przeszło 1850 metrach – nasza wycieczka nie powinna zająć więcej niż 10 godzin i pokonujemy niecałe 1150 metrów przewyższenia. Od samego dołu – z kosowskich miasteczek Dzierawica to niesamowita wyrypa, wymaga noclegu w namiocie lub ogromnego szczęścia do górskiego autostopu. My idziemy najbardziej widokowym szlakiem i niemal cały dzień spędzimy na wysokiej połoninie.


Zaczynamy od przejścia całego Doberdola, w tym kuriozalnego domu „najbogatszego Doberdolczyka” – kamiennej willi z talerzem satelitarnym i ogromnym ogrodzonym ogrodem w samym środku polodowcowego kotła. Po drodze mijamy też dom Sokoliego – lokalnego ekscentryka, który czasem zaprasza nas, żeby przykładowo pooglądać jego kozy lub popływać w basenie będącym dziurą w ziemi wypełnioną lodowatą wodą albo zrecenzować jego guesthouse – czyli jeden materac rzucony na klepisko w spiżarni.
Mijamy całą wioskę i dochodzimy do ostatniego przysiółka, gdzie już daleko za wioską mieszka ostatnia w Albanii rodzina pasterzy, w skład której wchodzi dwóch młodych chłopaczków. Wyobraźcie sobie spędzanie tutaj całego lata! Idziemy do góry i po solidnym podejściu docieramy na granicę z Albanią na przełęcz Ali Peja (2275 m).
Stąd nasz szlak idzie ścieżynką wśród wysokogórskich ukwieconych hal wspaniałym trawersem kolejnych szczytów aż dociera do genialnego miejsca na piknik – łąki u podnóża charakterystycznej skały w kształcie płetwy rekina.


Kilka minut od łączki czeka na nas kolejna atrakcja – jezioro w kształcie serca. Zazwyczaj idąc w górę tylko je mijamy, a na powrotnej drodze zatrzymujemy się tutaj na posiady, morsowanie, pływanie. Jeśli ktoś lubi pływać w bardzo zimnej wodzie w wysokogórskich jeziorach to Jezioro Serce jest miejscem dla niego.
Od jeziora zaczyna się nieco trudniejsza, eksponowana część szlak w kierunku jednego z siodeł w bocznej grani Dzierawicy. Nie ma się co bać, ekspozycja jest minimalna, a trudności skalne nie są przesadnie duże. Typowe 0. Gdzieniegdzie używa się rąk, ale tylko do asekuracji, nie wspinaczki.


Na grani łączymy się z kosowskim szlakiem na Dzierawicę z przysiółka Gropa e Erenikut. Stąd górę i cały atak szczytowy widać jak na dłoni. Jak dobrze pójdzie – za 45 minut będziemy na wierzchołku, metr wyżej niż Gerlach.
Na szczycie znajdziemy betonowy obelisk, zwykle powiewa tu również czerwona, albańska flaga z dwugłowym orłem. Gratulujemy – jesteście znakomitymi zdobywcami najwyższego szczytu Kosowa! To najwyższe miejsce na naszej trasie.


Wracamy tą samą drogą. Tego dnia już zazwyczaj nikt nie odmawia sobie przyjemności ludowych tańców i hulanki.

Na Szczyt Trzech Granic (2366 m) i do Milishevc

Żegnamy się z Doberdolem, Albanią oraz ekipą z klanu Uki. Kierujemy się do centrum Doberdola, przekraczamy potok pokonujemy strome trawiaste zbocze wariantem dowolnym (szlak jest tutaj dość mylny i czasem trudno powiedzieć którą z setki ścieżek idzie jego „oficjalna” wersja) na przełęcz na lewo od charakterystycznego, dwuwierzchołkowego Szczytu Trzech Granic. Na przełęczy wchodzimy do Czarnogóry.
Szlak omija charakterystyczną skałkę zwaną na mapach Ljuksterp i dochodzi na granicę z Kosowem. Jeśli jest ładnie koniecznie odbijmy na Tromeđę/Trekufiri, czyli Szczyt Trzech Granic (2366 m), gdzie łączą się granice wszystkich trzech krajów (a za czasów Jugosławii – dwóch). To wspaniały punkt widokowy na całą okolicę. Krajobraz w tej części Prokletije przypomina Tatry Zachodnie. W oddali widać Dzierawicę, na której byliśmy poprzedniego dnia.


Szlak idzie dalej granią lub wzdłuż grani, czasem ścieżynką, a czasem szutrową drogą. Trawersujemy szczyt Bogicevica. Szutrową drogą możemy zejść do osady Babino Polje. My idziemy dalej grzbietem trawersując kolejne szczyty. W pewnym momencie – w okolicy zwanej Bjeshka Belegut – musimy przekroczyć szosę, która docelowo połączyć ma miejscowość Deczan w Kosowie z Babino Polje i resztą Czarnogóry. Póki co robota idzie po stronie kosowskiej pełną parą, a po stronie Czarnogórskiej nie dzieje się nic.
Idziemy widokową ścieżką trawersując kolejne szczyty aż dojdziemy na siodło przełęczy Roshkodol. Tu już jesteśmy w całości w Kosowie. Piękna, wyniosła, wapienna góra po naszej prawej stronie to Mariashi (2533 m). Peaks of the Balkans schodzi w dół do doliny i prowadzi do wioski Roshkodol.


Po przejściu całego Roshkodola wchodzimy na szutrową drogę i idziemy dalej do wyżej położonej wioski Milishevc, do której nie dochodzimy gdyż zatrzymamy się w przysiółku Zlonopoje na wysokości 1630 metrów u Zekiego w pensjonacie Lojza.

U Zekiego jest ośmioosobowy domek z piecem typu koza oraz drugi domek z trzema pokojami – dwójką, trójką i czwórką oraz dwa miejsca „dla przewodników” na kanapie na korytarzu przy schodach. Mamy dwie łazienki oraz małą fontannę, w której chłodzą się piwa. Do tego restauracja, w której rządzi żona Zekiego – pani Teuta, imienniczka starożytnej ilyryjskiej królowej-piratki. Miejsce jest bardzo klimatyczne, przypomina trochę Dziki Zachód z czasów książek o Winnetou, jesteśmy fanami Milishevc oraz Zekiego.
Od Doberdola w nogach mamy 17,5 km. Różnica wzniesień to +1100 m, – 1200 m, 8-9 godzin

Z Kosowa do Czarnogóry – ostatni dzień w górach

Budzimy się na 1650 metrach nad poziomem morza w najdzikszych górach Europy, w osadzie składającej się z trzech domów, gdzieś w samym środku Bałkanów. Lepiej być nie może. Przed nami ostatni dzień w Górach Przeklętych.
Po kilkunastu minutach dochodzimy do małego stawku zwanego Pusi Plaves. Stąd możemy zejść do Milishevc w Kosowie.
Dalsza część drogi prowadzi grzbietem ponad doliną, którą szliśmy w przeciwnym kierunku trzy dni wcześniej. Pod nami wioska Roshkodol, a nad nią piękny masyw Mariashi. Po drodze często spotykamy zbieraczy i zbieraczki ziół lub borówek (w zależności od sezonu). W końcu dochodzimy na przełęcz Zavoj.


My idziemy dalej w stronę widocznej już doliny Babino Polje. Rozpoznajemy w panoramie charakterystyczne szczyty nad Doberdolem. W oddali wyraźnie widać ostre wierzchołki nad Theth i Valboną oraz wysokogórskie okolice Vusanje. Szlak schodzi do pasterskiego katunu Zavoje z szałasem obok charakterystycznego samotnego drzewa. Kiedyś schodził dalej prosto do doliny, niestety mieszkający w okolicy wariat często gonił i atakował turystów, więc zmieniono przebieg szlaku tak, żeby ominąć jego dom (jaki wpływ na wielką historię może mieć jedna wybitna jednostka!). Szlak wchodzi do wąwozu, dochodzi na mostek na Babinopoljskiej rijece i asfaltową, dziurawą drogą dociera do „centrum” zamieszkanej głównie przez Bośniaków osady Babino Polje. Tutaj czeka nasz bus z rzeczami.

Enko
Turyści w Babino Polje śpią zwykle w guesthousie Triangle Woodhouse lub u Enko. Enes „Enko” Dresković to żywa legenda tych gór. Były dyrektor parku narodowego, dwumetrowy, ważący sto czterdzieści kilogramów olbrzym z wielkim sercem.
Jego pensjonat składa się z kilku domków czteroosobowych oraz większej sali zbiorowej. Są dwie toalety, prysznic. Jest jeden „kurnik” mogący z trudem pomieścić jedną osobę. Nikogo nie zmuszamy, ale często zdarza się, że turyści sami proszą, żeby w nim spać. Taka koneserska przyjemność.
Największą atrakcją jest kolacja. Enko dla każdego gotuje tak jak dla siebie. Jego pomocnik w kuchni to drugi brodaty olbrzym. Nie starczy mi megabajtów pamięci na komputerze, żeby opisać wszystkie dania jakie Enko nam serwuje, krzątając się pokrzykując: more soup, more soup, more soup! Można nie pamiętać nazw gór czy niektórych szlaków, ale nikt nigdy nie zapomni nocy u Enko!

Następnego dnia dziurawą szutrową drogą dojeżdżamy do Plav, gdzie żegnamy się z Górami Przeklętymi. Po siedmiu dniach na szlaku mamy w nogach około 105 kilometrów, zrobiliśmy przewyższenie ponad 7000 metrów. Ale to nie statystyki są ważne tylko wspomnienia i wyjątkowy klimat tych gór.
Na koniec muszę Was ostrzec… będziecie tęsknić za Bałkanami.

Statystyki naszej trasy
Dzień 3 – 9 km, różnica wzniesień 1100 m, 6-7 godzin.
Dzień 4 – 16 km, różnica wzniesień +820 m – 1350 m. 8-9 godzin
Dzień 5 – 14,5 km, różnica wzniesień +1150 m, – 900 m, ok. 8 godzin
Dzień 6 – 15,5 km, różnica wzniesień +1150 m, – 500 m, ok. 8 godzin
Dzień 7 – 19,5 km, różnica wzniesień 1150 km, ok. 10 godzin
Dzień 8 – 17,5 km, różnica wzniesień +1100 m, – 1200 m, 8-9 godzin.
Dzień 9 – 12,5 km, przewyższenie: 700 m, 6 godzin
Siedem dni na szlaku. 104,5 km, przewyższenie: 7170 m do góry, 6900 m w dół
Średnio chodzimy 8 godzin dziennie.

    Zgłoszenie

    Moje dane kontaktowe:

    • Liczba miejsc, które chcę zarezerwować:

    • Wybieram termin wyjazdu:

    Krótko o mojej obecnej kondycji (prosimy szczerze!):

    To mój pierwszy wyjazd trekkingowyKiedyś było dużo chodzenia. Teraz wysiadają mi kolana, ale daję radęLubię góry, ale powolutku i spokojnieNie mam zbyt dużego doświadczenia, ale kondycja dobraMam dobrą kondycję. Lubię dużo chodzić i zdobywać szczytyUwielbiam wspinaczkę, biegi górskie, skitury. Pełna profeskaJestem Jerzym Kukuczką/Wandą Rutkiewicz


    [conditional conditional-191]

    [/conditional]

    Dodatkowe uwagi (np. dieta, alergie, własny dojazd)

    Co zabrać?

    Dokładny opis jak się spakować znajdziesz na stronie „Jak się spakować na wycieczkę”. Tutaj możesz zobaczyć listę sprzętu.

    Plecak duży (ok. 60-80 litrów) lub torba duffle bag – bagaż główny
    Plecak na wycieczki górskie (40-50 litrów)

    2 pary butów trekkingowych (mogą być niskie lub w wysokie)
    Lekkie adidasy lub sandały na zmianę
    Klapki

    Apteczka osobista + plastry compeed
    Kosmetyczka
    Sprej na komary
    Lekki ręcznik turystyczny
    Worek do spania/prześcieradło turystyczne (opcjonalnie)

    Czołówka + baterie zapasowe
    Aparat fotograficzny
    Powerbank (opcjonalnie)
    Termos na herbatę

    Dowód osobisty lub paszport a najlepiej oba dokumenty
    Pieniądze na własne wydatki i pamiątki (najlepiej Euro)

    Kijki trekkingowe
    Okulary przeciwsłoneczne z filtrem UV
    Krem z filtrem

    Bielizna i ubrania na zmianę
    Lekkie spodnie membranowe
    Spodnie trekkingowe
    Ponczo na deszcz
    Kurtka membranowa (przeciwdeszczowa)
    Kurtka polar 2 sztuki (cieńszy i grubszy)
    Strój miejski
    Ciepła czapka i rękawiczki
    Komin/chustka/buff, czapka z daszkiem na słońce


    z Biurem Podróży High Away.