Kontakt: Hubert Jarzębowski 📞 +48 500 044 198  📧 Wyślij email

Trekking w Ruwenzori i Margherita Peak – pytania i odpowiedzi

Czy Góry Księżycowe, o których pisali starożytni autorzy naprawdę istnieją? Czy Nil rodzi się w wiecznych śniegach wysokich gór gdzieś na równiku? To pytanie przez setki lat pobudzało wyobraźnię naukowców i podróżników. Ruwenzori to najpóźniej odkryte i poznane wysokie góry na świecie i do dzisiaj pozostają tajemnicze, niezbadane i dzikie. Najwyższy szczyt – Margherita (5109 m) ustępuje w Afryce wysokością Kilimandżaro, ale Kili to samotnie stojący wulkan, a Ruwenzori to prawdziwy rozległy łańcuch górski. Zupełnie jak Alpy.

Roślinność jest tu bujna, dzika i nierealna. Żywcem wyjęta z prehistorii, opowieści o dinozaurach lub fantazji na temat wyglądu innych planet. Turystów bardzo niewielu. Cała masa wierzchołków pozostaje niezdobyta i do dziś nie ma nawet nazw. Wyprawa w Ruwenzori wciąż owiana jest atmosferą przygody i eksploracji, jak za czasów pierwszych wypraw badawczych na Czarnych Ląd.

Jak wygląda trekking w Ruwenzori szlakiem Kilembe?

W górach spędzimy osiem i pół dnia. Pięć dni będziemy podchodzić kolejno przez dżunglę, piętro bambusowe, las ogromnych wrzośców oraz piętro afroalpejskie z bagnami, łąkami, niesamowitymi lasami lobelii, drzewiastymi senecjami i polodowcymi jeziorami. Szóstego dnia rano planowo zameldujemy się na wierzchołku Margherity. Siódmego dnia zdobędziemy drugi piękny szczyt – Mount Weismann (4620 m), dużo łatwiejszy niż Margherita i pozbawiony lodowców. Od jego podnóża czeka nas jeszcze półtora dnia marszu w dół. Duża część przepraw przez bagna jest ułatwiona za pomocą drewnianych podestów.

Jak trudna jest wyprawa w Ruwenzori?

Trekking w Ruwenzori jest nieco bardziej wymagający niż wyprawa na Kilimandżaro, a samo wejście po lodowcu na Margheritę jest technicznie trudniejsze. Nie wymaga jednak umiejętności alpinistycznych i dostępne jest dla każdego sprawnego turysty górskiego. Aklimatyzacja na szlaku jest bardzo dobra: początkowo pniemy się do góry stopniowo, a następnie wychodzimy wysoko na przełęcze (Bamwanjara Pass – 4450 m) i śpimy niżej – na 3900-4000 m, dzięki czemu nasz organizm ma czas do przyzwyczajenia się do sporej wysokości. Atak szczytowy na Margheritę rozpoczynamy z obozu na wysokości 4485 m.

Program wyprawy znajdziesz tutaj:
Śniegi na Równiku – trekking w Ruwenzori i Margherita Peak (5109 m)

Ekipa na miejscu: przewodnicy, tragarze

Szlak Kilembe zaczyna się w małej wiosce o tej samej nazwie. Kiedyś znajdowały się tutaj ogromne kopalnie miedzi, a większość budynków mieszkalnych wybudowana została dla pracujących w nich górników. Dzisiaj kopalnie są już kwestią przeszłości, a głównym źródłem zarobku jest turystyka. Większość mieszkańców Kilembe należy do ludu Bakonzo, rdzennej ludności gór Ruwenzori i to wśród nich rekrutują się nasi tragarze oraz przewodnicy. Góry są dla nich świętą siedzibą boga Kitasamby i źródłem życiodajnej wody.

My idziemy z najlepszymi przewodnikami. Znają tu każdy szlak i ścieżkę, doskonale znają techniki linowe i doskonale się wspinają. Świetnie gotują (przewodnicy są zarazem szefami kuchni!) i są chodzącymi skarbnicami wiedzy o kulturze i lokalnych wierzeniach.

Będzie nam towarzyszyło również kilkunastu tragarzy, tragarze osobiści, niosący nasze duże plecaki, pomocnicy kucharza oraz jeden główny „kamerdyner” zajmujący się nami i dbający o nasz komfort w obozach.

Gdzie śpimy? Jak wyglądają obozy?

Śpimy w drewnianych lub blaszanych kilkuosobowych domkach. Mają one zamykane drzwi, okna i prycze. Nie musimy się w nocy obawiać deszczu ani wiatru. Mamy do dyspozycji jeden duży namiot, który jest naszą jadalnią i miejscem spotkań. Przewodnicy i tragarze śpią osobno, a czas spędzają głównie przy ogniu w namiocie kuchennym. W każdym obozie znajdują się toalety, a rano otrzymać można miskę gorącej wody do mycia.

Najwygodniejszy jest obóz pierwszy: Sine. W następnym obozie – Mutinda poruszamy się po drewnianych podestach, gdyż wszędzie dookoła nas są bagna. Turyści nazywają ten obóz „błotnym” (mud camp). Z obozu Bugata rozciągają się fantastyczne widoki na okolice, gdyż położony jest na ogromnej platformie skalnej ponad jeziorami. Jako jedyny ma też lądowisko dla helikopterów. Obóz Butawu/Hunwick’s Camp znajduje się już u stóp najwyższych szczytów Ruwenzori i jest doskonałą bazą startową na dwa: Mount Weissmann oraz Mount Baker. Obóz Margherita oferuje najbardziej podstawowe warunki. Znajduje się wysoko w masywie najwyższej góry pasma i jest naszym punktem startowym na atak szczytowy. Wracając spędzimy noc w jeszcze jednym „luksusowym” obozie leśnym: Samalira lub Kiharo.

Jaka będzie pogoda? Czy tam zawsze leje?

Ruwenzori słynie z nieprzewidywalnej pogody. Spada tu rocznie przeszło trzy metry deszczu (wyżej śniegu), a góry lubią ukrywać się za gęstą mgłą. Nie zawsze jednak tak jest. Podczas pierwszej wyprawy w Ruwenzori trafiliśmy na przeszło tydzień przepięknej, słonecznej pogody. To nie zdarza się często, ale możemy mieć szczęście. Może padać, może być słonecznie, a możemy mieć wszystkie cztery pory roku jednego dnia. Jak to w wysokich górach.

Na wysokości 3000-4000 metrów temperatura zwykle oscyluje w okolicach 10-15 stopni i spada do 2-6 w nocy. W obozach czwartym i piątym w dzień powinno być między 1 a 12 stopni, a w nocy od minus pięć do plus trzy. Na najwyższych szczytach w najgorszym wypadku może być -2 stopnie, a podczas ciepłego dnia nawet +8 stopni. Dodatkowo w górach lubi wiać silny wiatr. W obozach jest raczej ciepło, ale porządny, ciepły śpiwór nie zaszkodzi.

Uganda leży na samym równiku i nie jest aż tak gorąca jakby się mogło wydawać. W dzień temperatura na ogół nie przekracza 30 stopni. Po zapadnięciu zmroku (który tutaj przychodzi momentalnie i niespodziewanie) jest chłodniej. Nie ma saharyjskich temperatur, ale równikowe słońce przypieka naprawdę mocno. Trzeba pamiętać o kremie z filtrem, nakryciu głowy i dużej ilości wody.

Co będziemy jeść na trekkingu?

Podczas całej wyprawy szefowie kuchni proponują szanownym klientom cały wachlarz dań kuchni turystycznej.

Rano śniadanie ruwenzoryjskie: kaszka manna, jajka sadzone lub jajecznica, kiełbaski, bekon, banany, kawa, herbata i gorąca czekolada.

Na lunch zawsze możemy liczyć na soczek z mango, owoce, coś słodkiego – małe „co nieco” (ciastka, batoniki), kanapki, czasem sałatkę ziemniaczaną i inne smakołyki oraz ciepłą herbatę.

Wieczorami bardziej wyrafinowana uczta: najróżniejsze zupy, udka lub skrzydełka z kurczaka, różne potrawki, risotto, spaghetti (nawet z serem do posypania), herbatę, kawę, gorącą czekoladę. Wszystko ugotowane z uczuciem przez naszych przewodników.

Z Polski warto ze sobą zabrać batoniki energetyczne, orzechy, mieszkankę studencką, batony z musli, krówki i inne nieroztapiające się słodycze (czy to dla siebie, czy żeby poczęstować miejscowych i promować polską kulturę).

Przewodnicy i cała ekipa pozostaną przy swoich przyzwyczajeniach żywieniowych i jeść będą głównie maniok i zielone banany matoke. To podczas trekkingu.

Jakie jedzenie jest w Ugandzie?

Poza górami występuje dość duże rozróżnienie na „jedzenie dla muzungu” i „jedzenie dla lokalnych”. Miejscowi jedzą przede wszystkim węglowodany w postaci papki z zielonych bananów matoke, maniok lub kaszę poszo (te trzy rzeczy nazywane są po prostu: food) z sosem z orzeszków ziemnych oraz placki chapati.

Wszędzie dookoła rośnie mnóstwo drzew owocowych, więc będzie okazja zasmakować świeżej marakuji, dżakfrutów i ananasów. Rzadziej je się potrawy z grilla: kurczaka, wątróbki, najczęściej sprzedawane na ulicy. Pije się piwo (najbardziej polecamy Nile Special), wątpliwej jakości alkohol z sorgo zwany buszira oraz gin „waragi” sprzedawany w saszetkach.

Turyści jedzą „jedzenie dla Muzungu”, a więc głównie frytki, surówkę colesław, mięso z grilla, steaki, spaghetti, różne rodzaje surówek, pizzę, gotowaną dynię. W Kampali można jeść zarówno za grosze street food na ulicy jak i pójść do wyrafinowanej restauracji na steaka z antylopy, fileta z krokodyla i inne przysmaki dla wyższych sfer.

Uniwersalnym specjałem w Ugandzie jest tak zwany „rolex”, czyli zawijany omlet z warzywami (miejscowi śmieją się, że to jedyny kraj na świecie, w którym każdy obywatel kupuje codziennie nowego rolexa).

Doskonałym lokalnym przysmakiem do piwa są prażone pasikoniki zwane ensenene. Nie brzmi to najlepiej, ale są naprawdę wyśmienite i będziemy zachęcać do skosztowania.

Czego potrzebuję, żeby wyrobić wizę do Ugandy?

Wizę do Ugandy wyrabia się przez internet. Kosztuje 50$. Żeby dostać wizę do Ugandy potrzebny jest ważny paszport oraz żółta książeczka z potwierdzeniem szczepienia na żółtą febrę. Dokumenty te skanuje się i wysyła przed wyjazdem. Są sprawdzane również na lotnisku.

Czy zabrać wodery w Ruwenzori?

Nie. Mimo, że można znaleźć w internecie informacje, żeby zabrać na wyprawę wodery, w rzeczywistości są one absolutnie nieprzydatne w Ruwenzori. Prawdą jest natomiast, że idziemy w kaloszach. Dobrze zabrać na wyprawę kalosze z trekkingową podeszwą (są dostępne w Polsce bez problemu). Turyści ze standardowymi rozmiarami stopy mogą również wypożyczyć lub kupić kalosze na miejscu (większy wybór w rozmiarach męskich, kobietom polecamy zakup kaloszy w Polsce).

Z każdym rokiem coraz większa część bagien ułatwiona jest drewnianymi podestami.

Co zabrać poza kaloszami?

Wyprawę zaczynamy w kwaterze głównej Rwenzori Trekking Services od odprawy. Otrzymujemy tutaj cały niezbędny sprzęt: trekkingowe kalosze, czekany, kaski. Cały „szpej”: liny, nasz główny bagaż (ze śpiworami, ubraniami na zmianę, kosmetyczką, kurtkami i przysmakami na później) oraz jedzenie niesie ekipa tragarzy Bakonzo. My chodzimy jedynie z plecakami spakowanymi na jeden dzień.

Nie trzeba zatem z Polski brać żadnego sprzętu z wyjątkiem górskich ubrań, porządnych trekkingowych butów na atak szczytowy, drugich lżejszych butów, sandałów, czapki, rękawiczek, ciepłej kurtki, kurtki przeciwdeszczowej, czołówek, ciepłego śpiwora, kijków trekkingowych, czołówki i peleryny/ponczo. O kaloszach pisaliśmy wyżej. Śmiało można zabrać też włąsne, dopasowane do butów raki.

Aklimatyzacja na Margherita Peak

Margherita to wymagający szczyt o wysokości ponad 5000 m n.p.m., co oznacza, że ryzyko wystąpienia objawów choroby wysokościowej jest bardzo wysokie. Wybierając się na tę wyprawę, musimy mieć świadomość, że nie ma gwarancji zdobycia szczytu – wpływ na to ma nie tylko nasze zdrowie, ale także pogoda, nasza kondycja fizyczna oraz stan psychiczny.

Nasz program wspinaczki jest starannie zaplanowany, aby zapewnić możliwie najlepszą aklimatyzację przed atakiem szczytowym, jednak proces ten jest bardzo indywidualny. Niektórzy nie są w stanie zaaklimatyzować się do tak dużych wysokości i niestety nie ma możliwości sprawdzenia tego na nizinach.

Na naszej wyprawie najpierw wchodzimy na dwa wulkany. Potem odpoczywamy. Podczas trekkingu wychodzimy wyżej (np. na Przełęcz Bamwanjary) i śpimy niżej. Robimy wszystko, żeby aklimatyzacja była dobra.

Czy zobaczymy goryle górskie?

Jest taka możliwość, ale nie w Ruwenzori. Goryle górskie będziemy mogli odwiedzić w paśmie wulkanów Wirunga w Parku Narodowym Mgahinga przy granicy z Rwandą i DR Kongo. Pozwolenie kosztuje 700$ (w sąsiedniej Rwandzie wizyta u goryli jest już przeszło dwukrotnie droższa).

Pozwolenie powinno rezerwować się z wyprzedzeniem, chociaż często się zdarza, że są wolne miejsca przy rezerwacji w ostatniej chwili, a nawet czasem odwiedza się rodzinę goryli w samotności.

Strażnicy parku zawsze wiedzą, gdzie znajdują się goryle, gdyż rodziny są Malo ruchliwe i bardzo rzadko przemieszczają się więcej niż kilkaset metrów dziennie. Spacer do rodziny goryli może zająć godzinę, dwie godziny lub tylko dziesięć minut, w zależności od tego gdzie one są. U rodziny spędza się maksymalnie godzinę, grupa liczyć może maksymalnie 8 osób, nie wolno podchodzić do goryli na odległość mniejszą niż 7 metrów, nie wolno również uczestniczyć w tej wycieczce w przypadku choroby np. grypy, gdyż ludzkie choroby łatwo przenoszą się na te wspaniałe zwierzęta.

Czy warto? Tak. Mimo ogromnych kosztów nie znam osoby, która była zawiedziona tą wycieczką i wszyscy zgodnie mówią, że był to jeden z najbardziej magicznych momentów życia.

Skąd pomysł? Dlaczego Ruwenzori?

O Ruwenzori po raz pierwszy dowiedziałem się jak miałem sześć lat. Mama kupiła mi książkę „Cuda Świata”. W niej znajdował się rozdział o tajemniczych, spowitych mgłami górach, gdzieś daleko w Afryce, do których dostępu strzegły bagna oraz duchy. Fascynacja mnie nie odpuściła już nigdy. Pierwszy raz byliśmy w Ruwenzori z żoną Kasią 22 lata później, w 2016 roku. Weszliśmy na Margheritę, Mount Weismann i Mount Baker, a Góry Księżycowe okazały się jeszcze bardziej nierealne, magiczne i wspaniałe niż myślałem. Po dwóch latach wróciliśmy tutaj śladami polskiej wyprawy z 1939 roku. Razem z Uzim i Enochem poszliśmy daleko poza szlak i weszliśmy na niezdobyty od 70 lat Observation Peak oraz nazwany przez Polaków na cześć naszych najwyższych gór Tatra Peak. O Ruwenzori opowiadaliśmy z Kasią podczas prelekcji podróżniczych, w tym na festiwalu „Kolosy” w Gdyni. O dziejach pierwszej polskiej wyprawy pisałem dla „Tatr TPN”. Uwielbiam to pasmo i uważam je za naprawdę wyjątkowe miejsce na ziemi 🙂


,

z Biurem Podróży High Away.